środa, 27 czerwca 2012

Co sprawia,że brak?

Tak bardzo nie chcę pisać kiedy ktoś wymaga. Mama nie zmusza, tata też nie,ale system- on owszem. No pisz tę magisterkę!No pisz, bo będziesz głupsza od innych! No pisz, oglądaj, cytuj, pisz,cytuj, przypisuj, cytuj, przypisuj, oglądaj, czytaj!Rób to!
No i robię. Presja systemu została wywarta. Czuję wywarcie presji przez system. System wywarł na mnie presję. Każde kolejne zdanie będzie powtórzeniem poprzedniego...i tak 20, 40, 60, 80 stron. Zdjęcia. Podpisz. Nie zmieściło się. No kurwa. Zrobię większą interlinię. Za duża, widać, że oszukuję i nic nie wiem.
A ja wiem tak dużo, że głowę kładę na dwóch poduszkach, żeby rodzielić myśli i jednocześnie tak mało mogę przelać na papier, monitor,nośnik mojej mizernej twórczości. Czuję się jak Paulo Coelho wymyślając kolejne zdania, które kiedyś jakiś ćwierćmózg połknie jak przedszkolak gile. Boże w niebioskach, jak ja się męczę. Pewnie nie byłoby to tak męczące, gdybym przestała się nad sobą użalać, ale nie mogę. To radość tej krzyżowej drogi.
"Jaka ja jestem biedna!", jakbym jedyna na świecie musiała wypełnić tekstem marne 80 kartek. Dobrze, że natchnienie przychodzi wraz z posiłkami, albo odwrotnie. Niesamowita zależność między tym jak bardzo nie mogę wstawać i muszę tworzyć, a tym jak rośnie głód jest niezwykła. Amerykańscy naukowcy powinni to zbadać. Proces wygląda następująco: siadam-4 zdania-głód-kanapka-herbata-siadam-strona-batonik-kawa-siadam-nie piszę-herbata...Jeżeli potrwa to zbyt długo wszędzie będę przemieszać się na krześle-ma kółka.
Przecież nawet bym tu nie weszła, bo po co? Nie mam nic ciekawego do powiedzenia, a jak mam to nikt nie rozumie (tu potwierdzam swoją niezrównaną mądrość), ale wchodzę, żeby nie pisać tam- w tej ciemnej zakładce z numerem rozdziału czającej się w rogu monitora. Zniknij.
Nie zniknęła, muszę otworzyć.
Najpierw zjem.