czwartek, 27 listopada 2014

Miłość opleciona girlandą z pcv

Nigdy nie zapomnę rozczarowania jakie spotkało mnie gdy okazało się (w starszakach), że św. Mikołaj to pan Tomek ze sklepu naprzeciwko przedszkola. I co teraz? Jak poukładać od nowa swoje czteroletnie życie?

Niebezpiecznie wielkimi krokami w niebezpiecznie ciężkich butach zbliża się niebezpiecznie smutny dla kont bankowych sezon kupowania wszystkiego. W programie:  "mięso, wędliny drób", "karp żywy", "promocja tylko do 14 grudnia" i cała reszta zestawu.
W sklepach wiszą już pachnące nowiuteńkim plastikiem girlandy, a okna wymazano sztucznym śniegiem dzięki czemu oczko puszczają do nas koślawe renifery i stary dziad z brodą (swoja drogą oszust - to pewnie pan Tomek). Tłumy powoli, lecz systematycznie klinują się w obrotowych drzwiach, śnieżynki rozdają ulotki, choinka miga w rytm ataku epileptyka. Święta, magia Panie.

To nie tak, że nie lubię. Lubię bardzo. Kocham nadzwyczajnie mocno moją cygańską i nieco pogańską w obchodach i celebracji wielu wydarzeń rodzinę. To jeden z tych momentów kiedy każdy ma czas. Siadamy razem, czasem nawet udaje nam się rozmawiać między okrzykami dzieci i tupaniem psów (nie wiadomo kiedy ich tyle uzbieraliśmy). Jest gorąco, szturchamy się łokciami bo jest nas coraz więcej, wszyscy są już najedzeni ale jeszcze tylko kawałeczek...

Żeby dotrzeć do tego momentu postanowiłam zacząć mierzyć się z piekłem prezentów od dziś. Nie sądziłam, że kiedykolwiek z moich ust padnie pytanie: "A przepraszam...czy ten świetlny miecz to może być na przykład niebieski?". Ale padło. Jeśli mojemu taborowi ma być radośnie zadam jeszcze wiele głupich pytań, trzy razy przełożę kuriera i 13 razy spocę się w swetrze, czapce i szaliku stojąc w kolejce (zakupy w sklepach spłycają mi oddech).

Plan prezentów rozrysowany na kartce jak u Niemców w 1939. "Zamówienie czeka na realizację", "tak, mamy w asortymencie, zapraszamy"...nie jest źle. Jeszcze tylko odbiór, zapłata, czynność powtórzyć. Czekam na moment kiedy kolorowy papier (jestem zwolenniczką szarego i sznurka) opadnie na podłogę i zaczną żreć go psy i mniejsze dzieci (małym dzieciom powinno się kupować ryzę papieru zamiast prezentów) i na buziach pokażą się uśmiechy  - wtedy pomyślę, że było warto. Mogłabym spocić się nawet 113 razy. Czego się nie robi z miłości.


Coraz bliżej święta.

With love,
C.

czwartek, 6 listopada 2014

Ale ja nie o tym...

Potrzeba przerzucenia swoich myśli z głowy w miejsce w którym mogłyby spokojnie odpocząć jest czasem tak duża, że czuję jak brakuje mi miejsca na gałki oczne. Chciałabym o wszystkim. Trochę o tym, trochę o tamtym i kilka tych.
Emocjonalny negliż, ekshibicjonizm myśli. Siłą rozpędu wyrzucane zdania z których każde dotyczy czegoś innego.
Jedni w takich sytuacjach piją (próbowałam, może się udać!), dokonują aktów zbrodniczych na swoim ciele, przestają mówić, mówią za dużo. Ja nie mam tyle szczęścia i na każdym skrawku papieru zapisuję. Słowa, zdania, hasła, częściej bez sensu niż z nim. Nigdy nie dowiem się gdzie stawiać przecinki tylko dlatego że jestem zbyt leniwa żeby zapamiętać te zasady. Nikt tego nie czyta, czasem nawet ja nie czytam, pozbywam się z kieszeni, toreb, notesów zapisanych kartek dzięki którym w emocjonalnej równowadze pomaga mi nie tylko soczysta i apetyczna "kurwa" rzucana z różnych okazji (lub bez).
Zaczynam myśl i zazwyczaj jej nie kończę. Traktuję to jako kolejny powód dla którego nie zostałam jeszcze literacką noblistką. Ciężko czytać książkę której każda strona z tysiąca jest o czymś innym (strona to i tak wiele).
Jako wentyl bezpieczeństwa można traktować ludzi dookoła, ale prowadzenie rozmowy polegającej na strzelaniu słowami kojarzy się raczej z wesołą wizytą w zakładzie psychiatrycznym niż z towarzyskim spotkaniem. "Boże, jak rozmnażają się jeże? Chciałabym wymyślić coś o tak dobrej nazwie jak zderzacz hadronów, wiesz?, Prokrastynacja, zarobię kiedyś pisząc? ..." Tak bez końca.
Ostatnio usłyszałam pytanie "Masz czasem tak, że o niczym nie myślisz? Taki stan odpoczynku?". Nie, nie miewam i wciąż wmawiam sobie, że to zaleta wyjątkowych jednostek. Tak oto dobrnęłam do momentu który tuszując brak skromności ubrać musiałam w tysiąc poprzednich słów. Magda, jesteś wyjątkowa. Ale ja nie o tym...

wtorek, 29 lipca 2014

Reklama dźwignią.

Proszek do prania od Zygmunta Chajzera. Bielsze nie będzie bo nawet nowe skarpetki tak nie wyglądają.

 Irek B. wpadający do obcych domów aby uświadomić właścicieli, że jedna kropla wystarcza na umycie tysiąca talerzy, wykąpanie psa, dziecka i wyszorowanie podłogi u siebie i sąsiadów w całym pionie.

Środki na grzybice wszystkich części ciała. Od stóp do głów. Bez wyjątków. Pokonają nawet plantację pieczarek.

I najważniejsze. Sezonowo - wakacyjne. Moje ulubione. Środki na potencję. Temat na pracę doktorską, źródło niewyczerpanych mądrości zawartych w hasłach, których nie da się nie zapamiętać.


Jak na zaangażowaną w temat jednostkę przystało mam swoją ulubioną. Ludzie wyglądający jak postacie z gry The Sims są na biwaku. Dziewuszyna marznie po zmroku ... i trochę po nogach (założyła strój wyjątkowo nieodpowiedni) mężczyzna zaś kotłuje się z kijaszkami, żeby rozpalić ogień. I tu pojawia się hasło : "Jakiej rozpałki użyć kiedy konar nie chce zapłonąć?"...Najpierw zaczynasz się śmiać, ale potem z żalem stwierdzasz, że to może dotyczyć także Twojej kategorii wiekowej.
Wakacje sprzyjają kontaktom w których rzeczony konar odgrywa znaczącą role (ja nie wiem, ale koleżanki opowiadały). Wysyp reklam zaglądających do sypialni. Słusznie. Z problemami trzeba walczyć.
Produkty mają działanie błyskawicy! "Zażyj już na godzinę przed stosunkiem". Lepsze to niż miesiąc przed, ale gdzieś w głowie pojawia się myśl, że przyjdzie taki moment, że i ja potencjalnemu będę do pomidorowej dosypywać pokruszonych w moździerzu tabletek żeby po obiedzie działał nie tyle cuda co w ogóle działał.

Ciężko lekko żyć.

Jako mądrość starszych pozwolę sobie dodać słowa kobiety, która mnie urodziła wypowiedziane po jednej z reklam :" Ale się przejmują tym konarem...trzeba żaru na szuflę rzucić!". Nie wiadomo o co chodziło, ale brzmi wystarczająco wulgarnie. Mój faworyt poniżej, enjoy!

https://www.youtube.com/watch?v=E8FN5nF4vZ0

PS. Facet od niepłonącego konara ma w torbie zapalniczkę (00:09), nygusek.


C.



czwartek, 17 lipca 2014

Co zrobisz?

Nic nie zrobisz.

Nie zaplanujesz, nie zgadniesz, nie dowiesz się. Im mniej tym lepiej. Nie planuj, nie zgaduj, nie posiadaj wiedzy na siłę.

Przekombinowałam z planowaniem .Chciałam być wielką pisarką. Zostałam tylko wielką. Nie mam miliarda rubli ani nawet jenów za moje wspaniałe książki (może dlatego, że nikt nigdy żadnej nie przeczytał bo utknęły w kartonach młodości).

Ale nie o tym...

Przez całe życie poznajesz tysiące osób. Mniej, bardziej lub w ogóle nieciekawych. Zostają na chwile, dwie, śniadanie lub wcale. Zapominasz, poznajesz nowe. Ale! (ton dostojny, patos wypowiedzi) są tacy, którzy zostają na całkiem długo (całkiem długo z perspektywy lat 26 przeżytych).

Przyjaciel.

Najlepsza organizacja pozarządowa działająca na rzecz naszego interesu i nie działająca dla osiągnięcia zysków.
Zwykła znajomość przeobraża się w przyjaźń kiedy bezkarnie możesz powiedzieć: "Wyglądasz w tym grubo, buło", "Jesteś bezgranicznie głupi", "Pocałuj mnie w dupę", "Kocham Cię, przyjedziesz?".

Prawdziwi zostają w momentach najtrudniejszych. Dzwonią kiedy masz gile do pasa w środku lata, motywują do wstania rano kiedy kolejny facet okazał się mało rozwiniętym umysłowo stawonogiem podrażniającym Twoją korę nadnerczy, udają że lody nie tuczą a picie wina jest bardzo zdrowe.
Moi tłumaczą mi świat. Pieprzą, kiedy trzeba, że "wszystko będzie dobrze", pokazują to czego mój kreci wzrok i równie kiepski umysł nie widzą. Lubię nowe perspektywy. To jedyny oddech na karku, który doceniam.

Dziękuję Panom i Paniom. (Ale mało błyskotliwy koniec, jestem zażenowana.)