czwartek, 30 lipca 2015

Nic się nie dzieje przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność.

Jeżeli nie możesz znaleźć okoliczności, które Ci pasują musisz stworzyć je sobie sam.
Tak mówią mądrzy ludzie ludziom trochę głupszym.
I mają rację. Zazwyczaj.

Ile razy to dzień spędza nas a nie my dzień. I nie, to nie jest mądrość z półki Paulo Coelho, to raczej okrutna prawda.
Zakręceni na punkcie tych samych czynności w czasie poniedziałek - piątek, otoczeni drobnymi natręctwami, z plecakiem przyzwyczajenia nie wychodzimy z popularnej teraz "strefy własnego komfortu". Trochę z wygody, ale raczej ze strachu bo co jeśli najpierw włożysz lewą skarpetkę, albo wyjedziesz w miejsce o którym nic nie wiesz. Nic. Nie stanie się nic. Ale jeszcze bardziej nie stanie się nic kiedy Ty staniesz w miejscu.
Kiedyś, wracając ze szkoły weszłam w żółtych kaloszach w pole pełne błota i utknęłam. Wtedy nie sądziłam, że może to być metafora dorosłości, ale była.
Jeśli nie potrafimy czerpać z tego co dziś i nie czekać na to co jutro to "nic" staje się najlepszym przyjacielem i czekanie na wielkie wydarzenia doprowadza do frustracji na poziomie 11 w skali do 10.
Zła wiadomość jest taka, że nie przyjedzie książę na białym koniu, nie wygrasz w totolotka 15 tłustych jak siostry Grycan milionów.
Możesz przeczytać świetną książkę, obejrzeć doskonały film, mieć wino w lodówce (czasem nawet obiad), nie stać w korku, zobaczyć na telefonie wiadomość od najlepszego przyjaciela...ale nie ucieszysz się jeśli czekasz na swoje miliony.
A teraz pomyśl czy wiesz jak to jest kiedy nie możesz zadzwonić do najlepszego przyjaciela.
Dzielenie się światem z innymi i wyciąganie esencji dnia to skomplikowana sztuka.
Chętnie oddałabym za nią nawet 30 baniek.

With love, C.


poniedziałek, 6 lipca 2015

Miłość w czasach popkultury?

Czasami przez przypadek stajemy się obserwatorami ważnych momentów w życiu ludzi, których nigdy nie poznamy...

Sobotni wieczór. Tramwaj linii 22, przystanek Muzeum Narodowe. Środek miasta mimo godziny 21 przypomina mrowisko. Pośpiech, mieszanina zapachów zwiastujących gorączkę nadchodzącej nocy. Stojąc pokornie trochę otumaniona za głośną muzyką w słuchawkach a trochę szklanką wina wypita w domu podnoszę wzrok i widzę kadr filmu, być może banalnego.

Para, lat ok.60. Zadbana kobieta i siwy mężczyzna. Ona wsiada do tramwaju, mijając mnie zajmuje miejsce naprzeciwko drzwi, on zostaje na przystanku. Stoję pomiędzy linią wysokiego napięcia, jak się okazuje. Drzwi wciąż otwarte, wpatrzeni w siebie w sposób który sprawia, że czuję się jak intruz i wiem, że nie powinnam uczestniczyć w tej scenie, jednak ciekawość wygrywa. Drobne uśmiechy, sygnał zamykających się drzwi. Mężczyzna całuje wnętrze swojej dłoni i wysyła kobiecie pocałunek zdmuchując całus. Nie wstydzi się, wygląda na dumnego i jednocześnie zawiedzionego tym, że kobieta odjeżdża. Tramwaj rusza, ona uśmiecha się do mnie, spuszcza wzrok i wąchając kwiaty patrzy przed siebie. Ja uśmiecham się mimowolnie nie wiedząc czy powinnam dać znać, że będąc świadkiem jestem jednocześnie zachwycona.

Spotify jak zwykle wybiera smutną i romantyczną do granic piosenkę. Czuję mokrą powiekę i nie wiem czy zazdroszczę czy jednak odzyskuję nadzieję, że są ludzie dla których uczucia i emocje to nie słabość ale fundament.

Prawdziwy mężczyzna?  Zachwyt w jego oczach i pewność jaką dał jej nie widząc nic poza sprawia, że nieistotna była jego muskulatura, zawartość portfela czy ewentualny kluczyk do auta. A przede wszystkich nieistotny był ich wiek. Miłość nie wybiera, zawsze ma 17 lat.

A teraz trzydziestolatku wstań i popatrz tak na nią.
Kwiaciarnie jeszcze otwarte.


C.





czwartek, 2 lipca 2015

Stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego.

Wiesz jak to jest jak regularnie śni Ci się ten sam mało przyjemny sen?
Pogrzeby, śluby, katastrofy. Cała moc atrakcji łącznie ze zsyłką na Sybir jako snem wiodącym regularnie przed egzaminami.
I się nie wysypiasz.
A jeśli codziennie śni Ci się to samo?
Właśnie.
Od tygodnia, może dwóch wciąż mam ten sam sen.
Muszę w pośpiechu zakładać bardzo brzydką suknię ślubną w kokardy. Nie mam butów, mokre włosy i wiem, że będę uciekać. Ktoś sznuruje mi gorset na plecach i otwierają się drzwi przez które wpada dużo światła. I widzę tylko dłonie, a znam je doskonale. Na prawej jest mały pieprzyk między środkowym a serdecznym palcem. I cisza. Taka, że piszczy w uszach. Wszyscy dookoła znikają.
I budzik.
Potrzeba rozumienia snów ma pewnie miliony lat. Niespełnione marzenia, ostatnia rzecz o której myślało się przed snem, kiepski film z zeszłego tygodnia.
Potęga umysłu daje mi nadzieję, że kiedyś odkryję świetny pierwiastek i dostanę Nobla (skoro literackiego dać mi nie chcą...wciąż). Swoja drogą "dostać Nobla" brzmi równie atrakcyjnie co "dostać szkorbut".
To co podpowiadają sny to to czego chcemy czy to o czym nie można mówić?
W snach ludzie zdradzają, podróżują, tęsknią. Wszystkie pragnienia zebrane w małym kąciku głowy, żeby móc wyjść w nocy w całej okazałości.
Nie wiem czy bardziej się tym zachwycam czy bardziej mnie to przeraża.
I dłonie.

C.