środa, 15 lutego 2017

Filmy dla bab.

Jest taka kategoria filmów, być może nie budząca tyle emocji co tajemnicze zakładki w komputerach waszych mężczyzn, która od zawsze wzbudza we mnie filmowe "nie".
Są to filmy dla bab.
Nie, nie dla kobiet. Dla bab.
W czwartym zdaniu zaznaczam jednocześnie, że jedną z najgłupszych rzeczy jaką widziałam był serial "Sex w wielkim mieście" i wszystkie jego kontynuacje, więc nie jestem wyznacznikiem tego co jest dla kobiet uciechą a co nie.
Wracając do filmów dla bab.
Są wypełnione po brzegi bohaterkami, które 4 razy dziennie zmieniają ubrania, w realiach naszego miasta płacą im chyba za jeżdżenie w kółko po placu trzech krzyży słuchając smutów z płyt cd, wstają umalowane, wciąż przeżywają nieszczęśliwą miłość mając jednocześnie czterech facetów.
Są piękne, mądre, samotne, piją drinki o fikuśnych nazwach.
Żadna nie ma gluta w nosie, za to wszystkie mają czas na jogę o 13:00.
Ja wiem, że lubimy oglądać ładne życie, estetyczne historie są dla oka przyjemne.
Jak dobrze byłoby gdyby te wszystkie kobiety, których życie zupełnie nie przypomina serialu, wyłączając teleodbiornik nie miały pretensji do siebie i starego, który właśnie naprawia bagażnik w Oplu, że ich świat jest jednak nieco inny.
Jak dobrze byłoby gdyby każda kobieta potrafiła cieszyć się tym co ma dobrego. Może słabszy brzuch ale świetne nogi, może trochę krzywy nos ale bardzo ładne oczy, może stary nie jest mecenasem który do sądu fruwa motorem, ale wie jaki jest jej ulubiony kolor i że woli tulipany.
Przestańmy mieć na litość i tak już litościwej Bozi wymagania spowodowane nadmierną ilością wyoglądanych głupot.
A sobie życzę ze swojej strony miłego filmu "w damskim stylu", który nie jest przygodami nowojorskiej kobiety-konia, która za jeden artykuł w miesiącu kupuje buty za tysiąc dolców ale nie jest także produkcją opowiadająca historię milionera, który ma w domu chińską fabrykę sex-zabawek.


Z wyrazami szacunku,

Bednarska.

wtorek, 14 lutego 2017

Miało być o miłości...

...ale będzie o przyjaźni.

Przyjaźń. Jedna z cnót normatywnych. Pieczętowana wspólnym wrogiem, braterstwem krwi, spędzonymi razem latami. Różnie bywa.

Chciałabym opowiedzieć o swoich przyjaźniach.
Tak,są.
Właściwie tu mogłabym zakończyć.
Uważam, w dniu miłości a nie tylko zakochanych, że mając prawdziwych przyjaciół masz wszystko to czego Ci potrzeba.
Mam ich długo. Jedno z nich jest przedstawicielem innej płci na dodatek.
Ona paliła ze mną papierosy za szkołą, a on kupował mi pączki w pierwszej klasie jak jeszcze mój wygląd wskazywał na to, że ja te pączki mogę jeść. Obstawiam, że przez nią mam kaszel a przez niego jestem gruba.
To tacy ludzie którzy są tylko moi. Nie znają się nawet nawzajem, widzieli się może dwa razy. Czasami nie rozmawiam z nimi pół roku, ale wiem że jak zadzwonię to tam będą.
Ona potrafi zjeść ciężarówkę pizzy, a jemu trzeba zabrać portfel podczas imprezy w momencie kiedy przekłada czapkę daszkiem do tyłu.
Ona pocieszała mnie po każdej nieszczęśliwej miłości i sama ma wspaniałego męża, on ma wiele wspaniałych kobiet o których ja muszę słuchać i mówić, że są wspaniałe.
Ona ma takie samo poczucie humoru, on docenia mój wywód na temat napisu w metrze "zerwać plombę" gdy wygłaszam tyradę, że to jest wulgarne określenie.
Bywa tak, że nie widzimy się rok. Bo każdy ma swoje życie, swój kredyt i swoje obowiązki.
Ale akurat dziś pomyślałam, że zamiast słodkich serc z poliestru powiem im jak bardzo są fajni.

Dzięki, dzieciaki!


Love.
Bednarska.