wtorek, 14 lutego 2017

Miało być o miłości...

...ale będzie o przyjaźni.

Przyjaźń. Jedna z cnót normatywnych. Pieczętowana wspólnym wrogiem, braterstwem krwi, spędzonymi razem latami. Różnie bywa.

Chciałabym opowiedzieć o swoich przyjaźniach.
Tak,są.
Właściwie tu mogłabym zakończyć.
Uważam, w dniu miłości a nie tylko zakochanych, że mając prawdziwych przyjaciół masz wszystko to czego Ci potrzeba.
Mam ich długo. Jedno z nich jest przedstawicielem innej płci na dodatek.
Ona paliła ze mną papierosy za szkołą, a on kupował mi pączki w pierwszej klasie jak jeszcze mój wygląd wskazywał na to, że ja te pączki mogę jeść. Obstawiam, że przez nią mam kaszel a przez niego jestem gruba.
To tacy ludzie którzy są tylko moi. Nie znają się nawet nawzajem, widzieli się może dwa razy. Czasami nie rozmawiam z nimi pół roku, ale wiem że jak zadzwonię to tam będą.
Ona potrafi zjeść ciężarówkę pizzy, a jemu trzeba zabrać portfel podczas imprezy w momencie kiedy przekłada czapkę daszkiem do tyłu.
Ona pocieszała mnie po każdej nieszczęśliwej miłości i sama ma wspaniałego męża, on ma wiele wspaniałych kobiet o których ja muszę słuchać i mówić, że są wspaniałe.
Ona ma takie samo poczucie humoru, on docenia mój wywód na temat napisu w metrze "zerwać plombę" gdy wygłaszam tyradę, że to jest wulgarne określenie.
Bywa tak, że nie widzimy się rok. Bo każdy ma swoje życie, swój kredyt i swoje obowiązki.
Ale akurat dziś pomyślałam, że zamiast słodkich serc z poliestru powiem im jak bardzo są fajni.

Dzięki, dzieciaki!


Love.
Bednarska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz