środa, 28 sierpnia 2013

Wesoły autobus.

Podróże kształcą, zwłaszcza te w komunikacji miejskiej. Tam dowiesz się, że:
- A ma dziecko z tym z pod trójki
- B romansuje z gospodarzem ( który musi mieć na nazwisko Anioł, to jasne)
- C sprowadza na noc amanta w kraciastej koszuli
Ale takie historie są mało pasjonujące. Nieciekawe wręcz i wtórne jak Beverly Hills 90210. Najwspanialsze przygody to te o których istnieniu nie można nawet pomyśleć (zwłaszcza o 7:20 w środku tygodnia, kiedy myślenie to najgorszy pomysł wszechczasów).

Na swojej drodze spotkałam już: Pana z gołym członkiem ocierającego się o ludzi, samozwańczego króla południowej Warszawy rozmawiającego z martwą babcia, która jak oświadczył była czarownicą, Pana który klepał w tyłek Panie wysiadające z autobusu, niezliczoną ilośc Cyganów i Cyganiątek (Romów i Romówiątek) grających na wszystkim, Pana który oferował mi swoje usługi seksualne, strażnika biletomatów autobusowych które jak sądził są dziełem szatana, Panią starającą się dokonać włamu za pomoca drewnianej laski do kabiny kierowcy, nawiedzonych, pijanych, mających zamiar umrzeć wstrzymując ruch i wiele, wiele innych...

Bardzo to lubię. Codziennie mam nadzieję, że spotkam kogoś wystrzałowego, przestałam już nosić ze sobą mp3 bo to wielka strata odizolowac się do tego co dookoła. Nie przeszkadza mi smród, tłok i "trasa tymczasowo zmieniona". Polecam serdecznie nie użalać się nad sobą, a zamiast otworzyć oczy i obserwować. Oprócz całej bandy świrów można spotkać kogoś wyjątkowego ( a są to zazwyczaj starsi ludzie) z tak ciekawą historią, że jedziesz 5 przystanków dalej, żeby wysłuchać do końca. Tak jest. Dzięki ZTM.

Dziś pozdrawiam od Pana, który powiedział, że mam oczy jak martwa sarna.
Obiecałam, że jak dorosnę to zostanę martwą sarną.

Umyjcie uszy przed snem!Czołem!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ol Inkluziw.

Nie byłam na wakacjach pod palmą, chyba, że wliczamy stołeczną z PCV. Nie piłam drinka  w kokosie i nikt nie wymieniał mi ręczników za zielony pieniążek. Życie dorosłego obywatela sprawiło, że wakacje zostały rozszarpane niczym telewizory plazmowe podczas promocji w supermarketach.
 A jednak. Oto otrzymałam doskonały substytut wolności.
Człowiek - Konkubent (pozwolę sobie tak o nim mówic, ponieważ w przeciwieństwie do mnie nie jest fanem mojej twórczości i tego nie czyta) pokazał mi najklawsze, najbardziej odlotowe i stworzone do wypoczynku miejsce na świecie.  Jest tam plaża, las i chyba ze dwa spożywczaki. Jest też cisza, spokój, zatrważająca ilość dzikiej zwierzyny, koniki polne, jagody, a nawet miejsce w którym śpiąc podczas deszczu głowa i tłów pozostają suche.
Z upływem lat i wiotczejących włókien kolagenowych okazuje się, że coraz mniej potrzebuję, żeby osiągnąć stan rozkosznej, pełnej hedonistycznych uciech szczęśliwości. Stan absolutnego oczyszczenia umysłu odbywa się w systemie dobowym. Rano należy zjeść, później leżeć i gapić się w niebo, aby nabrać sił na popołudniowe aktywności sportowe i wieczorne gapienie się w ognisko w akompaniamencie muzyki tworzonej przez wyżej wymienionego Konkubenta. Wszystko okraszone winem. Ol Iknluziw, wersja 2.0 .
Można nie myć zębów i być nieumalowaną. Można chodzić na boso i zaplątać egzystencję wokół problemu "co mogłabym zjeść, żeby bezkarnie utyć".

Mam ekskluzywne życie. Jak radziecki generał na daczy.
Nic przyjemniejszego niż perspektywa wycieczki Mokswiczem na północ!

Dzięki Konkubent. Morowy z Ciebie chłopak.


Z tego miejsca pozdrawiam kompanów naszych podróży: Jeża Huberta i Dzika Dariusza.

Serwus i całusy w łokieć!