wtorek, 20 sierpnia 2013

Ol Inkluziw.

Nie byłam na wakacjach pod palmą, chyba, że wliczamy stołeczną z PCV. Nie piłam drinka  w kokosie i nikt nie wymieniał mi ręczników za zielony pieniążek. Życie dorosłego obywatela sprawiło, że wakacje zostały rozszarpane niczym telewizory plazmowe podczas promocji w supermarketach.
 A jednak. Oto otrzymałam doskonały substytut wolności.
Człowiek - Konkubent (pozwolę sobie tak o nim mówic, ponieważ w przeciwieństwie do mnie nie jest fanem mojej twórczości i tego nie czyta) pokazał mi najklawsze, najbardziej odlotowe i stworzone do wypoczynku miejsce na świecie.  Jest tam plaża, las i chyba ze dwa spożywczaki. Jest też cisza, spokój, zatrważająca ilość dzikiej zwierzyny, koniki polne, jagody, a nawet miejsce w którym śpiąc podczas deszczu głowa i tłów pozostają suche.
Z upływem lat i wiotczejących włókien kolagenowych okazuje się, że coraz mniej potrzebuję, żeby osiągnąć stan rozkosznej, pełnej hedonistycznych uciech szczęśliwości. Stan absolutnego oczyszczenia umysłu odbywa się w systemie dobowym. Rano należy zjeść, później leżeć i gapić się w niebo, aby nabrać sił na popołudniowe aktywności sportowe i wieczorne gapienie się w ognisko w akompaniamencie muzyki tworzonej przez wyżej wymienionego Konkubenta. Wszystko okraszone winem. Ol Iknluziw, wersja 2.0 .
Można nie myć zębów i być nieumalowaną. Można chodzić na boso i zaplątać egzystencję wokół problemu "co mogłabym zjeść, żeby bezkarnie utyć".

Mam ekskluzywne życie. Jak radziecki generał na daczy.
Nic przyjemniejszego niż perspektywa wycieczki Mokswiczem na północ!

Dzięki Konkubent. Morowy z Ciebie chłopak.


Z tego miejsca pozdrawiam kompanów naszych podróży: Jeża Huberta i Dzika Dariusza.

Serwus i całusy w łokieć!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz