czwartek, 3 września 2015

Powiem Ci coś, ale to tajemnica...

Sekrety i tajemnice w skali ekscytacji nimi samymi sięgają poziomu ciekawości dotyczącej zawartości Kinder niespodzianki. Chwila przed eksplozją czaszki.
Jak znakomicie jest wiedzieć coś w tajemnicy, coś czego nikt nie wie i mieć władzę nad tą nieświadomością bliźnich.
"Powiem Ci coś", a "Powiem Ci coś, ale to tajemnica".
Różnica w poziomie duchowego uniesienia jak między słowami "zjedz rosół", a "proszę, oto Twoje krewetki, białe wino i widok na morze!".
Każdy ma sekret, nie każdy sekret nadaje się żeby wyjawić go innym a są też takie, których nie powinien znać nikt.
Mroczne sekrety. Coś do czego nigdy się nie przyznasz. Od wyciągania młodszemu bratu hajsu ze świnki - skarbonki za pomocą matczynej pęsety do regulacji brwi aż do posiadania sześciu kochanków w trzech różnych województwach i dosypania teściowej arszeniku do...rosołu skoro już jest obrzydliwie.
Wszystko to za sprawą zdania, które miałam wczoraj okazję przeczytać. Właściwie całkiem normalne, ale w ogóle nie rozumiem.
"Sekret wart jest tyle, ile warci są ludzie, przed którymi powinniśmy go strzec".
No i masz. To dużo warci czy mało? Bo są dwa wyjścia. Trochę jak mecz. Zgodnie ze słowami klasyka można go przegrać, wygrać albo zremisować.
Lubię sekrety. Najbardziej nieswoje.
Tajemne tajemnice mają to do siebie, że wzbudzają we mnie jakiś rodzaj lęku. Kiedy słyszę "powiem Ci coś, ale nikomu nie mów..." lub "jeszcze nikomu tego nie powiedziałem, ale..." to tak jakbym brała odpowiedzialność za kawałek czyjegoś środka.
Nie wiadomo czy uznać to za przejaw prawdziwej przyjaźni czy przyjaciołom nasze sekrety nie są potrzebne...
I o co Ci co cholery chodzi, Zafon?!

C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz