piątek, 16 października 2015

Jestem u siebie.

U mnie to tam gdzie jestem w posiadaniu szczoteczki do zębów i majtek na kolejny dzień.
U mnie bywało już w wielu różnych miejscach.
Każdy hotelowy pokój, dom, mieszkanie w którym wydarzyło się coś co jest moje. To jest właśnie "u mnie".
Nie boję się perspektywy zapuszczenia korzeni w swoim domu z huśtawką w ogródku i marchewką pod płotem. Mimo koczowniczego charakteru wiem, że wtedy "u mnie" to będzie to co mam plus spokój.
Chyba nic nie uczy mnie tak jak podróże, większe, mniejsze, na długo, te które pamiętam lepiej i te które widzę przez mgłę dymu i wina. To właśnie wtedy muszę zorganizować sobie moje "u mnie" w często odbiegających od wygody sytuacjach. Wtedy podejmuje ważne decyzje i wiem, że mogę na sobie polegać.
Szkoła sprawdzania siebie nie polega tylko na opowieściach "wiesz, jak ja miałam malarię w Afryce...".To opowieści z kolorowych gazet, nie moje. Nie odnajduję siebie w dżungli jak Edyta Górniak (to chyba dobrze, bo jak widzę od tego dostaje się histerii i rozchwiania emocjonalnego).
Odnajduję siebie kiedy muszę wysłuchać, że samochodu nie da się wynająć bez tego miliona monet które chcą zabrać z karty, a umowa ma taki mały druk i trzeba było...a tu godzina 23 i 300 km do pokonania w perspektywie. To drobnostki, problemy pierwszego świata.
A jednak.
Gdybym musiała wybrać gdzie tak naprawdę zostaje mój największy kawałek to siedzi przy stole z moją mamą i pije herbatę (z taką rozmemłaną cytryną).
Oh, cóż za banał.
Drugi, dodam na swoje usprawiedliwienie, jest w oświetlonej jarzeniówkami paskudnej jadłodajni nad brzegiem Tagu gdzie można zjeść smażone śledzie i wypić wino z plastikowego baniaka w środku nocy. Kolacja, która nie zasługuje na miano #foodporn.
Mówi się, że to nie miejsca a ludzie tworzą to co najważniejsze. Nie uważam tak chociaż nie próbowałam spędzić weekendu w Sosnowcu z Bradleyem Cooperem. Mogłoby się potwierdzić.
To ja tworzę moje "u mnie", zagarniam terytorium chociaż nie zawsze mi się podoba, przerabiam na swój model. I jest mi dobrze, niezależnie gdzie jestem, a chciałabym być wszędzie!

PS. Marzę o Porto zimą.
PS2. Przez najbliższe 30 lat nie wrócę do Włoch.

C.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz